czwartek, 19 lipca 2012

Prolog: Oh God, how miserable I became.


   Pięć tygodni.
Było aż nie pojęte, jak ludzka tęsknota może sprowadzić człowieka na samo dno.
Jednakże, ja tego doświadczyłem. I to wcale nie jest miłe uczucie gdy budzisz się rano i nie widzisz obok siebie powodu dla którego żyjesz. Jak krążysz bez celu po domu, sądząc, ze ukochana bawi się z tobą w chowanego. Próbuje odpędzić sen butelkami wódki i papierosami. Krzyku nawet nie stłumi poduszka więc tego nie powstrzymuje. Drę wszystkie zdjęcia, żyjąc w przeświadczeniu, że zapomnę. Jej dotyk, zapach, smak, dźwięczny śmiech, wzburzony głos. Nie mam już siły i ochoty walczyć o siebie. Stoczyłem się.
Chłopaki nie wiedzą jak mi pomóc. Nikt nie wie, nawet ja. Chociaż… on wiedział. Objąłby ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze.  Brakowało mi najbardziej mojego najlepszego przyjaciela. Mimo, że o mało mnie nie zabił i chciał zabrać mi narzeczoną…  To tęsknie za nim. Żałuje wielu słów, które wypowiedziałem przeciw niemu. Wstyd mi, że widział kiedy byłem naszprycowany narkotykami ale też wdzięczny, że potem siedział gdy leżałem pod aparaturą. Potwór wewnątrz mnie budzi się i rozdziera wszystko co napotka. Pławi się w moim bólu i nieszczęściu, czekając aż posunę się do końca. Chyba to jedyne co mogę zrobić. Odejść z zespołu, zostawić wszystko za sobą i czekać na śmierć, która uparcie zagląda mi w oczy. Jeszcze nie dziś. Nie dziś…
Przeciągnąłem się na sofie i spojrzałem na leżący nie opodal telefon. Od kilku godzin dzwonili do mnie przyjaciele, lecz nie miałem im nic do powiedzenia. Jest niedziela więc mam wolne.  Wstałem z kanapy, plując sobie w brodę, że mogłem posprzątać. W samych spodniach dresowych, poszurałem nogami do kuchni by znaleźć kolejną butelkę wódki. Gdy już trzymałem w ręce szklane naczynie, przysiadłem przy stole i postawiłem je przed sobą. Oparłem łokcie na zawalonym poplamionymi i pokreślonymi kartkami blacie i schowałem twarz w dłonie, próbując unormować oddech. Nie jest dobrze, nie jest dobrze… Bez ceregieli odkręciłem korek i upiłem spory łyk.
Terapia. To jedyne co przyszło mi do głowy.
Nie potrzebuje pomocy, pomyślałem w następnej chwili, potrzebuję miłości.

________
Nie wiem co ja tu robię... Bohater to nikt inny jak Chester Bennington. Blog ten jest kontynuacją hide-behind-lies. Zobaczymy co wyniknie z mojej współpracy z blogspotem. Do pierwszego.

4 komentarze:

  1. hm, okay nie wiem, co mam napisać, bo kiedy przeczytałam, że Chest chce odejść z zespołu, to jakoś tak mnie ścięło i się pozbierać nie mogę. i z tą terapią... kocie, masz to pisać, bo jak nie to nici z.. no, ze wszystkiego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Benio. ♥ Lana jak miło ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale! Stęskniłam się już za twoimi opowiadaniami o CHesterze, a szczególnie nowa płyta LP przywróciła te wspomnienia xD Pisz pisz szybko!
    [state-of-mind]

    OdpowiedzUsuń
  4. O JEZUUUUUU, nareszcie <3 łezka się w oku kręci jak przypominam sobie HBL, a teraz kontynuujesz to. strasznie się cieszę.
    omnomnom, podoba mi się to, jebłam jak Chazy chciał odejść, ale się ogarnęłam, bo wiem że mi tego nie zrobisz. dziękuję że wróciłaś <3

    OdpowiedzUsuń